Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Z domu się nie można ruszyć, bo stoi policjant, czy ktoś z karabinem". Stan wojenny we wspomnieniach mieszkańców Dzierżoniowa i okolicy

OPRAC.:
Gabriela Fedyk
Gabriela Fedyk
Stan wojenny i lata 80. XX wieku we wspomnieniach mieszkańców Dzierżoniowa
Stan wojenny i lata 80. XX wieku we wspomnieniach mieszkańców Dzierżoniowa Cyfrowe Archiwum Dzierżoniowa (ze zbiorów Stefana Greflinga)
41 lat temu, 13 grudnia 1981 roku, na obszarze całej Polski ówczesne władze komunistyczne wprowadziły stan wojenny. Jego wprowadzenie miało zdławić coraz silniejszą opozycję demokratyczną związaną z NSZZ "Solidarność". Piętno stanu wojennego zostało odciśnięte także na Dzierżoniowie. Akcje strajkowe miały miejsce na terenie lokalnych zakładów, a opozycjonistów dotknęły represje ze strony aparatu bezpieczeństwa.

Spis treści

13 grudnia 1981. Stan wojenny w Polsce

13 grudnia 1981 roku w Polsce został ogłoszony stan wojenny. Miał on osłabić coraz silniejszą pozycję opozycji demokratycznej związanej z NSZZ "Solidarność". Związek został zdelegalizowany, podobnie jak wiele innych niezależnych organizacji. Stan wojenny został zawieszony dopiero po ponad roku, 31 grudnia 1982 roku, a ostatecznie zniesiony został 22 lipca 1983 roku. Bilans tej smutnej rocznicy to m.in. 40 zabitych, wielu rannych oraz ponad 10 000 internowanych.

Stan wojenny we wspomnieniach mieszkańców Dzierżoniowa i okolicy

W Cyfrowym Archiwum Dzierżoniowa to projekt Fundacji Forum Dialogu Między Kulturami, który jest realizowany wraz z instytucjami partnerskimi:

  • Dzierżoniowskim Ośrodkiem Kultury,
  • Muzeum Miejskim Dzierżoniowa,
  • Miejskim Ośrodkiem Kultury i Sztuki w Bielawie,
  • Miejsko-Powiatową Biblioteką Publiczną w Dzierżoniowie,
  • Biblioteką Publiczną Gminy Dzierżoniów.

Cyfrowe Archiwum Ziemi Dzierżoniowskiej jest przestrzenią do odkrywania lokalnej historii, miejscem spotkania pokoleń i wspólnego budowania oddolnej narracji o pamięci. Wśród wspomnień i relacji są też te o stanie wojennym i trudnych latach 80. XX wieku.

Wspomnienie stanu wojennego Honoraty Dądeli

- Poszłam z wózkiem do miasta na Rynek kupić chleb, a tu wojna. Takie obrazy widziałam tylko na filmach. Milicja, ZOMO, tarcze i bójki. Było głośno, skóra mi cierpła. Zaczęłam płakać. Kupiłam tylko chleb i uciekłam do domu. Bardzo źle to wspominam i nie chcę wspominać.

- Gdy ogłoszony został stan wojenny, jechałam do pracy na noc, do Bielawy, dlatego że u nas w Dzierżoniowie był remont w szpitalu. Ja nie wiedziałam, że jest stan wojenny. W autobusie byłam tylko ja jedna. Dyżur miałam w niedzielę. Wchodzę do szpitala imienia Jakubowskiego i cisza. Tylko w radiu słychać: stan wojenny i tamto przemówienie Jaruzelskiego. Nogi mi się ugięły. Nie mogłam wejść na górę na drugie piętro. Nie wiedziałam, co się dzieje. Weszłam na oddział. Koleżanki mówią, że jest stan wojenny. Słuchałyśmy cały czas radia i komunikatów. Później, po dyżurze, przyjechałam do Dzierżoniowa. Jechałam sama w autobusie, samiusieńka.

Stan wojenny we wspomnieniach Janiny Siodlaczek

- Przyznam się, że dla nas, którzy mieliśmy nadzieję na to, że zmieni się wszystko, to była kompletna katastrofa. Pamiętam, jak dowiedzieliśmy się o stanie wojennym. Trudno było to sobie wyobrazić. Pamiętam, że spotkałam znajomą i ona mówi: Słyszałaś? Wiesz? Stałyśmy i płakałyśmy. Takie to wszystko było smutne wtedy. Nastał stan wojenny. Wszędzie wojsko, milicja. Wszystko sprawdzali. Telefony, jak ktoś miał. Pamiętam, że dzwoniła kiedyś do mnie znajoma z Wrocławia. Miała tu przyjechać. Ja mówię: Spotkajmy się w Rynku. No, wiesz, tam w Ratuszu. Ona przyjechała samochodem. Patrzę, a tu samochód bez rejestracji. Okazało się, że był podsłuch i uznali, że to jest spotkanie konspiracyjne.

Stanisław Terakowski o stanie wojennym. Wspomnienie aresztowania 19 grudnia 1981 roku

- Gdy ogłoszono stan wojenny, to znowu nastały czarne dni. Pierwsza rzecz to zaraz wojsko otoczyło kopalnię. Dyrektor przez megafony zapowiedział, że zostaliśmy zmobilizowani, podlegamy rozkazom wojskowym. Na kopalni jego zastępcą i doradcą został komisarz wojskowy, który miał te same uprawnienia i będzie dbał o to, aby na kopalni był spokój, ład i żeby wszystko wróciło do normy. I tak jak kiedyś było i teraz też, tak powinno być. Przyznam się, że w pierwszym dniu ukrywałem się, bo wiedziałem, że aresztują wszystkich. Udało mi się, bo byłem u przyjaciół w nocy z 12 na 13 grudnia i w domu mnie nie znaleziono. Później przebywałem w kopalni. I tak się ukrywałem aż do 19 grudnia. Koledzy dowiedzieli się, że jestem na dole. Zwozili mi jedzenie, picie. W kopalni ogłosili, że jest zagrożenie gazowe, że są awarie, tlen nie jest tłoczony, powietrza nie ma, dlatego wszyscy z dołu mają wyjeżdżać. Ja też wyjechałem, a u góry już na mnie czekali. Zabrali mnie, zawieźli na milicję. Przede wszystkim dlatego, że wszystkich agitowałem do strajku. Wiedziałem od innych, że „Jastrzębie”, kopalnie, które są w jastrzębskim ROW-ie, strajkują. Są tacy, którzy nawet organizują samoobronę. Tak jak na „Wujku”. Też o tym słyszałem. Mam również potwierdzenie na to, że sekretarz partii na milicję dzwonił, że ja nawołuję ludzi do strajkowania, chcę znowu wywołać strajk. Dlatego właśnie ogłosili, że jest zagrożenie gazowe, żeby mnie zabrać z kopalni. Zawieziono mnie na milicję. Tam zrobili przesłuchanie. Najpierw było porządne bicie pałkami. Dość dotkliwie mnie pobili, wszędzie miałem ślady. W areszcie trzymano mnie ponad dwa dni. Miałem na sobie podkoszulek z krótkim rękawem i spodnie. W piwnicy otwarto okno, żebym miał świeże powietrze. A na dworze było minus siedemnaście. Robiłem pompki, przysiady, różne ćwiczenia, żeby nie zamarznąć przez te dwa dni.

Stan wojenny we wspomnieniach Teresy Zapotocznej

- Gdy wprowadzono stan wojenny, robiłam studia podyplomowe we Wrocławiu. Jeździłyśmy z koleżankami na zajęcia raz na jakiś czas, w sobotę i niedzielę. I pamiętam, wtedy pojechałyśmy do Wrocławia. W sobotę byłyśmy normalnie na zajęciach. Nocowałyśmy u koleżanki we Wrocławiu. Nikt nic nie wiedział. Radia nie włączałyśmy, bo po co. W niedzielę od rana miały być zajęcia w Instytucie Botaniki na „Uniwerku”. Rano wychodzimy. Patrzymy: plac Grunwaldzki zasypany śniegiem. Nie widać żadnych śladów samochodów, tramwajów. Godzina dziewiąta rano. Cisza. Idziemy na piechotę, do instytutu blisko. Ale żaden tramwaj nas nie mija, żaden autobus, żaden samochód, nic. Trochę zdziwione wchodzimy do instytutu. Drzwi otwarte. Nasz portier patrzy na nas i mówi: A wy co tu robicie? Nie ma żadnych zajęć. To wy nie wiecie, że jest stan wojenny? Na to wbiega prowadząca te zajęcia, doktor z fizjologii roślin, zapłakana i mówi: Szybko jeźdźcie do domu! Mój mąż z synem w nocy zostali aresztowani. Jest stan wojenny.Usłyszałyśmy krążące helikoptery. Dopiero wtedy dotarło do nas, co się dzieje. Znowu na piechotę do dworca, bo nic nie jechało. Wsiadłyśmy w pierwszy lepszy autobus, żeby tylko jechać do domu. Następnego dnia oczywiście zajęć w szkole [w I Liceum Ogólnokształcącym w Dzierżoniowie – dop. red.] nie było. Mieliśmy się stawić wszyscy w szkole. Mieliśmy spotkanie z majorem, czyli z szefem wojskowym w Dzierżoniowie. Dyrektor Suszek musiał każdemu nauczycielowi wystawić opinię. Nauki nie było co najmniej z tydzień, chyba do świąt. A po świętach w auli odbyło spotkanie całej młodzieży, bo już miały się zacząć zajęcia. Pan major wszedł na podwyższenie, a z tyłu z pepeszą siedział jego podwładny. I tak się odbywało spotkanie z młodzieżą. Dyrektor wystawił opinie nauczycielom i dał panu majorowi. Byliśmy chyba jedyną szkołą, w której nikogo nie internowano. A to dzięki dyrektorowi. Na przykład mi dał taką opinię: Ma troje dzieci i nie angażuje się w żadne sprawy.

Stan wojenny wspomina dzierżoniowska radna Irena Bukalska

- Największe wrażenie zrobił na mnie stan wojenny, bo wtedy te demokratyczne zasady były zachwiane. Trzeba było się podporządkować. Była godzina policyjna. Do godziny tam dziesiątej można było chodzić, później już nie. Do godziny szóstej na przykład, jeżeli kogoś złapano, to zwykle były aresztowania. Mojego męża dwa razy aresztowali, bo pracował, prowadził działalność gospodarczą w Łagiewnikach. Jechał, a to już było poza powiatem, i w autobusie go złapano. Osadzono go w więzieniu na ul. Ząbkowickiej. Ja się denerwowałam z dziećmi. Nie wiedziałam, co się dzieje. On też mi nie mógł powiedzieć, co się z nim dzieje. Ludzie wtedy straszną traumę przeżywali.

Gabriel Grabarkiewicz o stanie wojennym

- Stan wojenny ogłoszony. Znowu przeżycie bardzo stresujące. Prawie takie jak ten wyjazd do Berlina. Z domu się nie można ruszyć, bo stoi policjant, czy ktoś z karabinem. I nie wiadomo, czy strzeli, czy nie strzeli. Bo tak było. W każdej chwili może powiedzieć, że ja go chciałem napaść. W ogóle nie można było się ruszyć, nigdzie nic dostać. Byłem czynnym modelarzem lotniczym, jeszcze do dzisiaj jestem. Miałem uprawnienia sportowe, które co roku trzeba było odnawiać. W stanie wojennym musiałem jechać na mistrzostwa Polski, które odbywały w Lesznie. W zakładzie pracy dostałem urlop na ten wyjazd, zresztą wcześniej zgłaszałem. W Urzędzie Miasta dostałem zezwolenie na taki wyjazd. Trzeba było mieć zezwolenie i dostałem przydział na benzynę. No i jadę. W Dzierżoniowie na rogatce koło cmentarza zatrzymują. No to musiałem się legitymować. A co to jest? Diabli wiedzą, czy ten samolocik to jest samolocik, czy może jakaś broń tajna. Pojechałem dalej. Wjeżdżam do Wrocławia. Stop. Też kontrola, sprawdzanie. Przejechałem przez cały Wrocław. Wyjeżdżam. Stop. Stoję godzinę, nikt nie podchodzi. Drugą, nikt nie podchodzi. No co? Wysiądę z samochodu, pójdę, no to mnie zastrzelą. W końcu przychodzi taki jeden. Uchyliłem okno i mówię: Proszę pana, co ja mam robić? Stoję już ponad dwie godziny. On: Czekać. Milczeć. Stałem ze cztery godziny bez żadnego uzasadnienia. Wtedy można było tak robić. Tak więc stan wojenny był makabryczny.

Józef Rudnicki 13 grudnia 1981 roku wybierał się na polowanie

- Jak przyszedł stan wojenny, to ja się szykowałem na polowanie. To było w zimie, ładny śnieżek. Szykowałem się na polowanie, a tu kolega dzwoni. Już miałem telefon. – Oglądałeś telewizję do końca? – Nie. – stan wojenny jest. Broń i amunicję musimy odnieść na komendę. Włączam radio, w telewizji tylko jeden program. Jaruzelski powtarza, że na całym obszarze... No trudno, jak trzeba, to trzeba. Wiem, że nie wolno mi jest mieć broni w takiej sytuacji. Jeszcze broń przeczyściłem, naoliwiłem trochę i do futerału. Miałem ruskiego bocka Bajkał dwunastkę. To była bardzo dobra broń. Jak się przymierzyło, to zając nie miał prawa uciec. Wtedy się jeszcze na zające polowało, na kuropatwy, na dziki, na sarny. Trzeba to trzeba. Amunicję w paczkę, podpis, ile sztuk. Futerał na samochód i na komendę. Stoimy w kolejce, bo tu trzy koła łowieckie były. Od każdego przyjmują. Patrzą najpierw, czy miał zezwolenie. Jest zezwolenie, zostało w kieszeni. Broń oglądają, że tam nie kawałek patyka włożone, żelazo czy jest. – Amunicja jest? – Jest. – Do magazynu. Skończyło się łowiectwo. Dwa lata nie mieliśmy broni, bo trwał stan wojenny. Potem dopiero pomału oddawali. Podczas stanu wojennego były problemy, bo nie wolno wieczorem chodzić. W sklepach dalej nie było mięsa. Stało się w kolejce. Chowaliśmy się po piwnicach, bo w nocy jeździła policja. Nikt nie stał sam. Stało pięć, sześć, osiem, dziesięć osób. Każdy chciał kupić kawałek mięsa do zjedzenia. Pamiętam jeszcze, jak komunia była. Miałem już wtedy samochód. To dobrze, bo pojechałem na Górny Śląsk. A tam wszystkiego, ile kto chciał. Nikt się nie pytał, skąd jesteś. Na hakach wszystko było. Górnicy wszystko mieli. Myśmy tutaj nie mieli nic. Pomarańcze czy cytryny można było kupić tylko przed Bożym Narodzeniem, jak transport przyszedł. Ci, co mieli sklep za czerwonymi firankami, to mieli wszystko. A taki zwykły człowiek nic. Nie było cukierków, czekolady. Żona kakao gdzieś kupiła, to zrobiła taką masę. Wylewała to i kroiła na kawałki, żeby chłopakom jakąś czekoladę czy cukierki dać. Cytryny, pomarańcze są dzisiaj cały czas. Skąd się to teraz wzięło, a przedtem nie było.? Mięsa nikt nie kupuje na zapas. Chcesz dwadzieścia deko tej wędliny czy innej, to jest. Nie było nic w sklepach. Sól była, ocet, wódka. A potem wszystko było na kartki.

Irena Ziółkowska o stanie wojennym i problemach z zaopatrzeniem w latach 80. XX wieku

- Pamiętam podpisywanie porozumienia między rządem a „Solidarnością” z Wałęsą. W Rynku był duży wiec. Byłam tam wtedy. ZOMO chodziło po ulicach. Pamiętam stan wojenny, bo moja córka się wtedy urodziła. Stan wojenny został ogłoszony 13 grudnia 1981 roku. W tym czasie z synem i mężem byliśmy u jego mamy. Syn obudził się rano, bo musiał obejrzeć bajkę. To był obowiązek. Włączył telewizor, a telewizor nic, jakby się popsuł. Nie ma nic. Co się dzieje? Poszłam do sąsiadów się pytać, czy u nich też tak samo. Później Jaruzelski powiedział, że w nocy został ogłoszony stan wojenny. Zwinęliśmy się do domu. Nie mogliśmy się wydostać z Pieszyc, bo już niestety, autobusy przestały chodzić. Ja byłam w ciąży z córką. Ale jakoś wróciliśmy domu. Później mój mąż został powołany do służby, bo wszyscy rezerwiści musieli odbywać służbę wojskową. Został gdzieś oddelegowany, nie pamiętam dokąd. Zostałam tutaj sama. Mąż po jakimś czasie wrócił, na szczęście. Została ustalona godzina milicyjna, bo wtedy jeszcze działała milicja. Policja była dopiero później. Zaczęły mi się bóle i przyjechało pogotowie. Mąż nie mógł ze mną jechać, bo godzina milicyjna zaczynała się od 22. No i jeszcze musiał zostać z synem. Pamiętam oddziały ZOMO, które chodziły nawet po osiedlu. Było ciężko, naprawdę. W sklepach nie było nic, dosłownie. Człowiek używał wszelkich znajomości, żeby cokolwiek dostać. Dziecko mi się urodziło, a ja nie miałam nic. Poszłam do szpitala i niczego nie miałam. W szpitalu dostałam jakąś butelkę, kocyk, dziesięć pieluch. I to było tyle. Później jeden od drugiego dostawał rzeczy dla dzieci. Były specjalne książeczki. Jak coś przyszło do sklepu, to oczywiście ludzi multum, na przykład po masło. Nie było łatwo dostać masła. Masło, nawet słone, było wpisywane w tę książeczkę. To był szok, naprawdę. Ale jakoś przeżyliśmy to.

*materiał przygotowany na podstawie wspomnień zamieszczonych w Cyfrowym Archiwum Dzierżoniowa

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzierzoniow.naszemiasto.pl Nasze Miasto