Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Trzeba chcieć i się starać realizować swój plan”. Andrzej Przerwa o Ultra Trail du Mont Blanc i bieganiu

Gabriela Fedyk
Gabriela Fedyk
archiwum prywatne Andrzeja Przerwy
Andrzej Przerwa – dzierżoniowianin, pasjonat biegania, miłośnik gór, uczestnik 16 ultramaratonów. W 2022 roku udało mu się spełnić wielkie sportowe marzenie – wziął udział w słynnym biegu Ultra Trail du Mont Blanc. W tegorocznej edycji wystartowało 2627 uczestników, z czego 1789 ukończyło bieg. Porozmawialiśmy z Panem Andrzejem o jego pasji, starcie w wymarzonym biegu i zapytaliśmy, czy je bułki z bananem.

Gabriela Fedyk: Gratuluję startu i ukończenia biegu! To wielki wyczyn i ogromny sukces.

Andrzej Przerwa: Dzięki, dzięki.

GF: Jakie to uczucie przebiec jeden z najsłynniejszych ultramaratonów na świecie?

AP: Uczucie za każdym razem jest inne. Zawsze są różne emocje w trakcie biegu, przed biegiem, po biegu. Tym razem wszystko się udało od A do Z – od pogody poprzez miejsce, kibiców, widoki. Można powiedzieć, że pełna euforia na mecie, a w szczególności na starcie, bo start był wspólny. Startowało 2627 zawodników.

Start jest na głównym placu Pl. du Triangle de l'Amitié, wśród wysokiej zabudowy, około 20 tysięcy kibiców wzdłuż drogi (przez 10 km praktycznie osoba przy osobie stała i wszyscy bardzo mocno dopingują, krzyczą). Jak to przy takich emocjach – ciarki itd., euforia i do przodu. A później, jak to w biegach ultra, zaczynają się góry i trzeba robić swoje.

Start na placu Pl. du Triangle de l'Amitié
archiwum prywatne Andrzeja Przerwy

GF: Co było największą trudnością?

AP: Największą trudnością w tym biegu było to, że było 10 tys. przewyższenia, czyli pięć razy trzeba było wbiec na 2500 m (największy szczyt ma 2565 m n.p.m. – Col des Pyramides Calcaires – jeden z pierwszych) i cztery razy na 2000 m. To sprawia największą trudność biegnącym. Na tej wysokości jest trochę mniej tlenu, trudniej się oddycha, a zmęczenie robi swoje. Bieg ukończyło 1789 osób.

GF: Jak wyglądały przygotowania do Ultra Trail du Mont Blanc?

AP: (śmiech) Przygotowania… Przygotowania tak naprawdę zaczęły się odkąd zacząłem biegać, czyli 12 lat temu. Organizm cały czas trzeba utrzymywać w formie. Zacząłem biegać jak urodził się mój syn. Jest taki bloger – od Grubasa od Ultrasa – też tak można powiedzieć w moich przypadku, bo ważyłem ok. 130 kg, jak zacząłem biegać. Na początku biegałem „asfalciki” dla siebie, gdzieś koło domu, żeby schudnąć, żeby móc aktywnie spędzać czas z dzieckiem. Zawsze też się ruszałem – jeździłem na rowerze, chodziłem po górach. Byłem przy tuszy, ale zawsze aktywny. Po sześciu latach przebiegłem pierwszy półmaraton we Wrocławiu, później były kolejne biegi uliczne, kilka maratonów – w Warszawie udało mi się przebiec poniżej 3:30 – jak dla amatora, dla mnie, to dosyć fajny wynik.

Widoki podczas biegu Ultra Trail du Mont Blanc
archiwum prywatne Andrzeja Przerwy

Na 40. urodziny wybrałem się z kolegą na wyprawę na Mont Blanc. Weszliśmy w taki sposób, w jaki teraz praktycznie nie można tego zrobić, bo spaliśmy w namiocie na 3800 pod schroniskiem Tete Rousse. Pogoda się udała, z małymi przygodami – ale to inna historia. Udało się zejść i przed biegiem, jak jeszcze byliśmy na polu namiotowym, spotkałem tam biegacza. Pytałem go, czy wchodzi na Mont Blanc, bo widziałem, że był wysportowany. Powiedział, że nie, że jest tutaj taki bieg – byliśmy akurat w czerwcu – ale że jest taki główny bieg, który się nazywa Ultra Trail du Mont Blanc, który jest co roku w sierpniu, jest najsłynniejszy na świecie i wszyscy chcą w nim brać udział. Posłuchałem, pożyczyłem mu szczęścia, a jak wróciliśmy z Mont Blanc, spotkałem go jeszcze raz. Zainteresowałem się tematem, że coś takiego jest. Na koniec samego wyjazdu moja żona i koleżanka, które wspomagały nas z dołu informacją pogodową, dały nam takie zawieszki, na których było napisane: „TOUR DU Mt. BLANC” i one myślały, że to jest za zdobycie Mont Blanc. Ja już wtedy byłem na tyle uświadomiony, że powiedziałem: „Chyba zmuszacie mnie do tego, żeby zrobić Tour de Mont Blanc”. Wróciliśmy do Polski, za rok urodziła mi się córka i potrzebne były kolejne wyzwania. Byłem już na tyle wybiegany i przygotowany fizycznie, żeby móc zacząć biegać w górach. Zawsze mi się to marzyło, bo chodziłem po górach, a taka forma najbardziej mnie podnieca, bo można w szybkim czasie zwiedzić bardzo dużo, dużo zobaczyć.

To był mój 16. ultramaraton, który przebiegłem w ciągu sześciu lat, jak zacząłem biegać po górach. Zawsze staram się wybierać takie miejsca, gdzie jeszcze nie byłem, żeby w ciągu jednej czy półtorej doby zobaczyć jak najwięcej. Zawsze można gdzieś wrócić, zobaczyć, gdzie jest fajnie, a tak biegiem można się szybko przemieścić z jednego krańca pasma górskiego w drugie. Wcale nie jest tak, że się głowę trzyma w dole i patrzy cały czas na ziemię, tylko można podziwiać widoki. Zawsze staram się też wejść na jakąś wieżę. Nie mam jakiegoś ciśnienia, żeby sportowo być pierwszym, bo nie mam na to szans – powiedzmy, że jestem takim średniakiem, ale zawsze staram się zobaczyć jakiś widok, zrobić zdjęcie, cieszyć się tym, co daje bieganie po górach.

GF: Jak to jest możliwe, żeby jeszcze coś zobaczyć i zrobić zdjęcie?

AP: (śmiech) Wszystko zależy od podejścia. W biegach ulicznych zazwyczaj ludzie patrzą na czas – żeby przebiec w danym czasie dany odcinek, jest to powtarzalne w pewien sposób. W górach każdy bieg jest inny. Nawet jeżeli jest ten sam, to inna jest pogoda, a jak jest inna pogoda w górach, to czasy są znacznie różne. Podczas tego Ultra Trail du Mont Blanc pierwszy zawodnik – najsłynniejszy, który brał udział Hiszpan Kilian Jornet – zrobił to poniżej 20 godzin. Tak że moje 41 godzin to jest przepaść. Ale to jest sportowiec zawodowy, który skupia się na tym, żeby to zrobić jak najszybciej. Ja mam troszkę inne podejście – żeby czerpać też inne rzeczy związane z tym bieganiem – żeby porozmawiać z ludźmi, usiąść sobie na punkcie, zjeść coś, popatrzeć na te góry.

GF: Czy to faktycznie było 41 godzin biegu non stop? Bez snu?

AP: To był mój najdłuższy bieg do tej pory. Wcześniej przebiegłem trzy biegi 150-kilometrowe, ale z mniejszą ilością przewyższeń. Jednym z takich dłuższych biegów jest Łemkowyna Ultra Trail z Krynicy-Zdroju do Komańczy w Bieszczadach. Biegnie się przez Beskid Niski, w tym dwie noce, ale tam nie spałem w trakcie biegu. Udało mi się to zrobić w ok. 29 godziny. W tym roku startowałem w Biegu Kreta – taki lokalny, dolnośląski bieg ze startem w Kletnie, przez Bardo, Góry Sowie i dobiega się do Ślęży. To zajęło mi 35 godzin. Zawsze jest jakiś kryzys, powrót, euforia… W ciągu takiego biegu przeżywa się więcej emocji i przygód niż nieraz w ciągu miesiąca.

W tym biegu (Ultra Trail Mont Blanc – przyp red.) najbardziej obawiałem się tych przewyższeń. Jeżeli mięśnie nie wytrzymają, powstaną zakwasy albo jakaś kontuzja, to zejście z góry, z jakiejś wysokości może zająć do kilku godzin więcej niż można by to zrobić biegiem. Ja – tak jak wspominałem – jestem średnim biegaczem wydolnościowo jak na te biegi i pod górę szybko wchodzę, a na płaskim i z góry zbiegam. Najlepsi biegacze cały czas biegną albo bardzo, bardzo szybko podchodzą i pewnie dużo szybciej ode mnie zbiegają. Ja zazwyczaj wyprzedzam innych pod górkę, a z górki wyprzedzają mnie inni biegacze – mam jakieś opory w głowie, żeby nie zrobić sobie krzywdy. (śmiech) Różnie to bywa na takich biegach, różne są warunki i często jest tak, że można sobie nadwyrężyć mięśnie lub zrobić jakąś krzywdę.

GF: Jak długo może potrwać regeneracja po tak wyczerpującym biegu?

AP: Oj, różnie to bywa. Na pewno na początku były to dłuższe okresy czasu. Zakwasy były takie, że nie mogłem wejść do domu po schodach albo wchodziłem tyłem po schodach. Z czasem na każdym biegu inne mięśnie odmawiały posłuszeństwa czy dostawały zakwasów, ale organizm się przyzwyczaja. Po to właśnie są treningi i przygotowania. Przygotowaniem do tego biegu były dwa inne biegi, które zrobiłem. Na siedem dni w tygodniu biegam pięć dni – robię dwa dni albo jeden dzień odpoczynku. To nie są jakieś strasznie długie interwały czasowe – zazwyczaj jest to 10, 15 lub 20 km, ewentualnie w weekend, jak mam możliwość, to wybieram się w góry na Wielką Sowę, na Ślężę, na Kalenicę. W ramach przygotowania pobiegłem dwa biegi: Ultra Sowę, która bardzo dobrze mi poszła (w ok. 6,5 h udało mi się przebiec 53 km), i Gorce Ultra Trail, gdzie 100 km zrobiłem w 15 h. To pozwoliło mi przygotować te mięśnie na tyle, że udało się bez zakwasów i jakichś większych fizycznych problemów przebiec Alpy.

Pojechaliśmy też tydzień wcześniej do Chamonix z całą rodziną i znajomymi na ten bieg. Wykupiliśmy sobie taki multupass i w ciągu tygodnia wjechaliśmy kilkoma wyciągami na różne górki, m.in. na Aiguille du Midi (3842 m). To pozwoliło mi się też dobrze zaaklimatyzować. Praktycznie codziennie byliśmy na wysokości 2500 m, więc organizm też się przyzwyczaił do wysokości. Zrobiłem też takie dwa podbiegi na 2000 m, jeden zbieg z 2500 m. I odpoczynek przed biegiem. To pozwoliło zrealizować cel.

Wystartowaliśmy w piątek o godzinie 18:00 i do 80 km biegło mi się bardzo dobrze – byłem gdzieś ok. 700 miejsca. Następny dzień był bardzo ciepły – ok. 26-28 stopni i to spowodowało, że miałem lekki kryzys i przesunąłem się w stawce gdzieś dalej. Końcówka – ostatnich 20 km – pozwoliła mi wyprzedzić 200-300 osób „na pełnej petardzie”, zbiegając z 2000 m n.p.m. z tempem biegu 6:00/km, a sam finisz z tempem 4,30/km. Tak że podwójne zadowolenie. Nieraz się człowiek doczłapuje do mety i jest zadowolony, a tutaj podwójnie, bo wbiegłem na metę w pełnej formie, syn do mnie dobiegł przed samą metą i razem przebiegliśmy linię mety, później dołączyła córka, żona. Euforia, okrzyki i wszystko, co sobie można wymarzyć. Zawsze na biegach wpisuję jako mój klub „Kocham Ize, Maje i Borysiaka super chłopaka”.

Finiszowanie klubu „Kocham Ize, Maje i Borysiaka super chłopaka”
archiwum prywatne Andrzeja Przerwy

GF: Jaka atmosfera panowała podczas tego wydarzenia?

AP: Na starcie było bardzo dużo ludzi, ale do wysokości 2000 m co parę metrów stał jakiś człowiek, ludzie palili ogniska, rozstawiali sobie stoliki, pili wino, jedli sery i każdy dopingował: „Allez, allez!”, dzwonki, okrzyki. Tym biegiem żyje cały region. Biegnie się przez trzy kraje: staruje się we Francji w Chamonix, później przebiega się przez Włochy, do Szwajcarii i z powrotem zawija się do Chamonix. Na samym biegu była reprezentacja chyba każdego kraju, wszyscy uśmiechnięci, zadowoleni, starają się to ukończyć. Nie każdemu udaje się, ale każdy próbuje i stara się wrócić do tematu i skończyć taki wymarzony bieg.

Nie jest to jakiś najtrudniejszy bieg – jest dużo trudniejszych biegów. Zresztą tam w trakcie całego tygodnia jest festiwal biegów górskich i odbywa się około ośmiu biegów różnego typu. Jeden z biegów jest 300-kilometrowy, gdzie suma przewyższeń to 25000 m. Jest też bieg, który nazywa się TDS, który ma 140 km, ale prowadzi bardziej niebezpiecznymi drogami i szlakami górskimi. Ultra Trail du Mont Blanc jest takim głównym biegiem, w którym każdy chce wystartować, bo prowadzi szlakiem pieszym dookoła całego masywu. Spaliśmy na polu namiotowym w miejscowości Les Houches i codziennie wieczorem przychodzili ludzie, którzy robią tę trasę dookoła. Mniej więcej zajmuje im to dwa tygodnie z plecakiem. Przemieszczają się od miejsca do miejsca 15-20 km dziennie, zwijają się i idą dalej tak, żeby obejść całą tę trasę. A tu na szybkości można zrobić w 41 godzin! Ci, co idą, na pewno więcej zobaczą, bo my biegliśmy dwie noce, więc wiele widoków nas ominęło.

Często chodzę po górach i taka pogoda, jaka nam się trafiła – bez wiatru, tydzień dobrej pogody, w trakcie samego biegu niesamowite widoki i panorama – rzadko kiedy się zdarza. Można powiedzieć, że podwójne szczęście – ukończenie biegu i zobaczenie tego dzięki superpogodzie.

GF: Czy trasa była oświetlona czy musieliście korzystać ze swojego sprzętu?

AP: Zawsze na takich biegach jest wymóg od organizatora, żeby mieć całe wyposażenie i to jest też sprawdzane i weryfikowane przed biegiem i w trakcie biegu: specjalną kurtkę podklejoną, dwie czołówki z podwójnym zapasem baterii, długie spodnie, krótkie spodnie, bluza, plastry na urazy, dwa litry wody i inne niezbędne rzeczy do biegania. Sam plecak ważył ok. 5 kg. Każdy się stara, żeby był jak najmniejszy, ale przed samym biegiem organizator zwraca uwagę na to, że jednak jesteśmy w górach, żeby to szanować, żeby patrzeć na innych i w razie czego pomóc. Na trasie tego biegu było ustawionych 16 punktów odżywczych, gdzie można sobie uzupełnić płyny, są rozstawione namioty z jedzeniem, gdzie można coś zjeść na ciepło i na zimno.

Bieg nocą
archiwum prywatne Andrzeja Przerwy

Były też dwa miejsca, gdzie można było się przespać i na 120 km skorzystałem z tego pierwszy raz i przespałem się dwie godziny. Tak że bez spania mogłem przebiec tę trasę poniżej 40 godzin, ale wydaje mi się, że raczej byłoby to niemożliwe. Jak po 120 km ktoś nie skorzystał z noclegu w takim punkcie, to bardzo dużo ludzi spało po prostu na trasie – kładli się i przykrywali, żeby odpocząć. Organizator daje też takie karteczki, gdzie jest oznaczona narodowość, imię i nazwisko, a jak się obraca tę karteczkę, to jest napisane, że ja sobie tutaj śpię, proszę mi nie przeszkadzać. Jak ktoś nie ma tej karteczki, to można się obawiać, że zasłabł. Ale jak się wystawia taką karteczkę, to każdy widzi i wie. Zresztą jak ktoś jest ładnie ułożony, przykryty jakąś kurteczką czy folią NRC, to wiadomo, że śpi i raczej się go nie budzi.

Na biegach lokalnych w Polsce – nawet takich dłuższych, ultra – to jest tak, że się nieraz biegnie 3-4 godziny samemu, nikogo się nie spotyka, bo staruje 500, 300, czasem 100 osób. Na przykład na Krecie (150 km) startowało tylko 80 osób. Na takim odcinku stawka się tak rozciąga, że się biegnie samemu długie odcinki czasu. Tutaj z kolei biegło ponad 2500 ludzi i cały czas ktoś biegł z przodu albo z tyłu. Zupełnie inaczej się biegnie, ale też zarazem bezpieczniej. Trasa była super oznaczona, zawsze są takie chorągiewki, które w nocy odbijają światła czołówek. Zazwyczaj też w zegarkach mamy wgranego takiego tracka, który pokazuje trasę. Jeżeli ktoś się zgubi, to zawsze można wrócić na odpowiedni kurs.

GF: Planuje Pan już kolejny bieg?

AP: Na dzień dzisiejszy w planach mam na pewno świdnicki półmaraton, który biegnę co roku od sześciu lat. Teraz chyba będzie siódma edycja. Pracuję w ŚPWiK w Świdnicy i tam z moimi kolegami chcę przebiec i później się spotkać, porozmawiać, uśmiechnąć. Nie zamierzam też robić jakichś czasów – już mi na tym nie zależy, ale właśnie, żeby się spotkać. W trakcie biegania poznaje się ludzi, zawiera się znajomości. Za dwa tygodnie jadę z kolegami, którzy chcieli też ze mną wystartować w ultramaratonie wokół Mont Blanc, ale nie dostali się, nie zostali wylosowani. Ja starałem się o wylosowanie przez cztery lata. Moi koledzy niestety się nie dostali, a żeby móc za rok brać udział w losowaniu, to muszą zaliczać kolejne biegi i mieć punkty, żeby móc brać udział w tym losowaniu. Jadę z nimi w Alpy Juliańskie do Słowenii – tym razem jako wsparcie. Chłopaki będą się starać zrobić trasę 100-kilometrową. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku spotka ich to szczęście i będą mogli wziąć udział w wymarzonym biegu.

W tym roku raczej już nie będę biegł żadnego ultramaratonu, chociaż czasem jest to kwestia chwili. Wcześniej chodził mi po głowie lokalny bieg… Staram się biegać „wkoło komina”, żeby nie jeździć nie wiadomo gdzie i od czasu do czasu pojechać na dłuższe wybieganie, ale wtedy zawsze staram się pojechać z rodziną, łączyć to z 2-3 dniami, żeby coś jeszcze zobaczyć, a nie tylko takie pojechanie i wrócenie, bo trzeba jakoś z tego korzystać. Trzy tygodnie przed tym ultramaratonem wokół Mont Blanc byliśmy z rodziną w Gorcach. Pojechaliśmy na pole namiotowe, dzieci z żoną zostały pod zamkiem czorsztyńskim nad zalewem, pokąpali się, ja w tym czasie sobie przebiegłem, wróciłem do nich i jeszcze zwiedziliśmy okolicę i wróciliśmy do domu. I tak staramy się ten czas wspólnie zagospodarować.

GF: Dieta Andrzeja Przerwy – czy jest coś specjalnego jak bułka z bananem Małysza?

AP: (śmiech) Nie, nie stosuję żadnej diety. Jak są jakieś przygotowania, to staram się zdrowiej odżywiać i planować to jedzenie, ale biegi ultra mają to do siebie, że w trakcie trzeba pić i jeść normalne jedzenie. Zazwyczaj podczas biegów ulicznych ludzie tylko piją, jedzą jakieś żele, a tutaj na punktach odżywczych są jakieś makarony, zupy, buliony, kiełbasy, nieraz nawet piwo. W biegach ultra trzeba się odżywiać, bo przez tyle godzin biegu i taki wysiłek trzeba organizmowi dostarczyć odpowiednią ilość kalorii, żeby móc go ukończyć. Dużo ludzi ma z tym problemy. Na biegu w Alpach widziałem, że dużo ludzi wymiotowało i źle się czuło ze zmęczenia i nieodpowiedniego odżywiania.

Tak naprawdę w biegu ultra sztuką jest zadbać o takie szczególiki, czyli właśnie o jedzenie, o sprzęt, o doświadczenie, które się nabiera przez lata. Jeżeli zaniedba się jakąś rzecz, która po 5 km przeradza się w jakiś ból, w jakieś otarcie, to często po 20 km trzeba zejść. Na takich biegach już się nie eksperymentuje – ma się już ulubione rzeczy, każdy ma co innego. Niektórzy jedzą żelki, inni batony, banany, pomarańcze. Ja staram się racjonalnie odżywiać na takim biegu i dużo pić. Na tym biegu wypiłem ok. 40 litrów wody i ok. 6 litrów Coca Coli. W punktach najczęściej podawana jest Coca Cola, bo ma bardzo dużo cukru i łatwo się przyswaja. Dlatego zawsze w bukłaku w plecaku biegowym mam wodę, a jak dobiegam do punktu, to staram się wypić 2-3 szklanki Coca Coli. Cukry proste szybko wchodzą do organizmu i polepsza się samopoczucie.

Punkt odżywczy na trasie
archiwum prywatne Andrzeja Przerwy

GF: Oprócz tych endorfin z biegu?

AP: Tak jest! (śmiech) Chociaż z tymi endorfinami różnie bywa. Nieraz nie chcą przyjść, pojawiają się myśli, że jest ciężko, ale ultra to też podejście psychiczne do tematu. Większość odbywa się w głowie. Trzeba po prostu chcieć, wierzyć, że się ukończy, mieć jakiś plan i też nie myśli się o mecie – a przynajmniej nie powinno się o tym myśleć. Ja staram się biec odcinkami. Wiem, że za 20 km będzie punkt i będę mógł coś zjeść albo napić się i dążę do tego punktu. Jak dobiegnę, to potem jest kolejny punkt i kolejne małe zadanie. A na końcu się okazuje, że się właśnie przebiega 171 km i jest meta, szczęście i te endorfiny.

GF: Czy poleca Pan bieganie wszystkim czy niekoniecznie?

AP: Jak najbardziej bieganie jest dla wszystkich. Wiadomo, że ciężko jest zawsze zacząć. Biegi może nie są dla wszystkich. Ciężko powiedzieć. Jak ktoś poświęci trochę czasu, żeby wdrożyć się w to bieganie, nie zrobi tego też za szybko – trzeba powoli... Najlepiej jak ktoś chce zacząć przygodę z bieganiem, to zacząć od przebiegnięcia 200 m, a potem przejścia 200 m – i tak na zamianę. I potem zwiększać ten dystans. Ja tak naprawdę chciałem zrzucić parę kilogramów i przyjemność z biegania miałem po 2-3 latach. Przyjemność jest, jak się potrafi biec przez godzinę i się przebiega niezmęczonym – nie takim, że się nic nie chce, tylko że zazwyczaj po treningu to mi się wszystko chce! Przybiegam do domu po godzinie biegania i jestem bardziej pobudzony niż przed biegiem.

Sport pozwala organizmowi wyrzucić złe emocje, można przemyśleć parę spraw. Bardzo lubię też jeździć na rowerze i to chyba jest najzdrowszy sposób rekreacji – tak mi się wydaje – bo się odciąża mocno kolana i mięśnie. Bieganie na pewno nie jest tak zdrowe jak jazda na rowerze. Też nie powinno się biegać więcej niż 5-10 kilometrów, a tak naprawdę zdrowe biegi są do 20 km. Wszystko, co jest powyżej 20 km – maratony i ultra – nie jest zdrowe. Ale co zrobić? Każdy ma jakąś pasję, a ja mam akurat taką, więc staram się ją realizować, póki zdrowie na to pozwala. Chociaż są osoby, które mają 60-80 lat i dalej biegają ultra i nie narzekają na kolana i nogi. Tak że nie wiadomo. Mam nadzieję, że to mnie też spotka, że jeszcze w podeszłym wieku będę mógł sobie pozwolić na bieganie po górach.

GF: Tego Panu życzę! Jakie miałby Pan rady dla tych, którzy chcieliby wziąć udział w Ultra Trail du Mont Blanc?

AP: Rada jest taka, że po prostu trzeba chcieć i się starać realizować swój plan. Jeżeli ktoś ma plan, żeby przebiec ten konkretny bieg lub jakiś inny, bo jest dużo różnych fajnych biegów. Nawet w Polsce co dwa lata się odbywa taki bardzo fajny bieg, w którym nie udało mi się jeszcze wystartować, ale mam marzenie – może w przyszłym roku – Bieg Granią Tatr. Biegnie się w nim przez całe Tatry, od Wołowca do Zakopanego, przez całe pasmo Tatr Zachodnich i Wysokich.

A jeżeli ktoś chciałby przebiec Ultra Trail du Mont Blanc, to trzeba trenować, zbierać punkty, które pozwolą na losowanie i liczyć na szczęście. A jak już się uda, to się dobrze przygotować i mieć nadzieję, że pogoda i dyspozycja dnia pozwoli zrealizować swój cel. Zresztą jak coś się nie uda, to świat się nie kończy. Zawsze można spróbować drugi raz albo odpuścić. Póki co mam takie szczęście – a może i wytrenowanie? Nie wiem, ciężko powiedzieć – na dzień dzisiejszy nie miałem żadnej dyskwalifikacji, czyli wszystkie 16 ultramaratonów, w których wystartowałem, zawsze dobiegłem do mety i życzyłbym sobie, żeby dalej tak było. A różnie to bywa. Mam kolegów czy znajomych, którzy czasem z różnych względów – czy kontuzji, czy złego dnia, czy złego samopoczucia – nie dobiegają do mety, ale w niczym im to nie przeszkadza. Zawsze podnoszą głowę do góry i starają się realizować kolejne cele i tak to się odbywa.

O codzienne nawodnienie biegacza dba świdnicka kranówka
archiwum prywatne Andrzeja Przerwy

GF: Jest Pan też uczestnikiem programu Dzierżoniów Pełen Pasji. Czy warto się do niego zgłosić?

AP: Tak, Tak. Obserwuję ten program już od kilku lat i zawsze zerkam czy na Facebook, czy do lokalnych gazet. Pomyślałem, że jest jakaś możliwość pozyskania środków na całe przedsięwzięcie, bo nie jest to tanie, ogólnie rzecz biorąc. Samo przygotowanie, wybranie się na miejsce, opłacenie wszystkich rzeczy… Chciałem się wspomóc jakimś programem, żeby móc to udźwignąć finansowo. Na początku roku napisałem do urzędu miasta elaborat, moją historię biegową i zapytałem, czy nie wspomogliby mnie w spełnieniu moich marzeń. Zakwalifikowali mnie, podpisałem umowę z urzędem miasta i promowałem nasze miasto i nasz region. Chciałem też zachęcić innych ludzi, żeby też spełniali swoje marzenia. Może nie każdy może biegać biegi górskie ultra, ale są inne rzeczy, które można sobie wymyślić i starać się je realizować. I tego wszystkim życzę! Zawsze warto próbować realizować swoje cele, a takie programy pomagają finansowo w jakiś sposób. Nie są to jakieś duże pieniądze, ale zawsze jest satysfakcja, że można promować nasz region i zachęcać innych do realizowania swoich celów i pasji.

GF: Dziękuję za rozmowę! Wszystkiego dobrego!

„Trzeba chcieć i się starać realizować swój plan”. Andrzej P...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzierzoniow.naszemiasto.pl Nasze Miasto